Jedną z najnowszych metod leczenia dysfunkcji narządu ruchu jest wykorzystanie krwi pacjenta, a dokładniej jej składowej, zwanej osoczem, z którego uzyskuje się osocze bogatopłytkowe PRP (z ang. Platelet Rich Plasma). Lekarze na całym świecie wykorzystują PRP do leczenia urazów stawów i uszkodzeń tkanek miękkich, podczas gojenia złamań kości, w tym przede wszystkim przy zaburzeniach zrostu kostnego. Metodę tę zaczęto szeroko stosować w leczeniu chorób zwyrodnieniowych stawów (kolanowych, biodrowych, barkowych).
- Terapię osoczem bogatopłytkowym coraz częściej stosuje się w leczeniu urazów ortopedycznych. Silne działanie osocza przyspiesza gojenie się ran i stymuluje odbudowę tkanki mięśniowej, a nawet ścięgien – mówi dr Wojciech Przystupa, ortopeda z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
Regeneracja jest procesem naturalnie przebiegającym, który możemy przyspieszyć i ukierunkować stosując osocze bogatopłytkowe. PRP to autologiczny koncentrat płytek krwi w niewielkiej objętości osocza, otrzymywany w procesie wirowania krwi pełnej.
- Najprościej mówiąc jest to wykorzystanie własnych procesów gojenia w sposób przyspieszony i zintensyfikowany. Na czym polega ten zabieg? Od pacjenta pobiera się krew i w procesie odwirowywania otrzymuje się jej różne frakcje. Uzyskiwane w ten sposób osocze bogatopłytkowe zawiera zwiększone stężenie czynników wzrostu. Jest ono wstrzykiwane w okolicę wymagającą regeneracji. Zabieg może być wykonywany pod kontrolą USG – mówi specjalista z Omedy i dodaje, że zabieg jest zazwyczaj jednorazowy, a efekt widoczny po kilku tygodniach. Aby był on jeszcze bardziej spektakularny niezbędna jest rehabilitacja.
Terapię osoczem stosuje się w wielu dziedzinach medycyny, również w ortopedii i medycynie sportowej, w leczeniu urazów, chorób przyczepów ścięgien, przy zaburzeniach gojenia. Terapia osoczem doskonale sprawdza się w przypadkach dolegliwości okolicy łokcia czy kolana.
Nie wszyscy ortopedzi są przekonani do leczenia osoczem bogatopłytkowym i stosują chemiczne leki lub kolagen pochodzenia zwierzęcego. Tymczasem terapia osoczem jest bezpieczna dla organizmu, dlatego że zastosowany preparat pochodzi z krwi leczonego pacjenta.
- W żadnym wypadku nie może więc dojść do reakcji alergicznych, nietolerancji. Nie ma też ryzyka infekcji wirusowej. Terapia osoczem zalecana jest pacjentom w każdym wieku, choć wiadomo, że proces gojenia u osób starszych zawsze przebiega dłużej – mówi dr Przystupa.
Cały zabieg trwa zaledwie 15 minut. Jest szybki i bezpieczny dla pacjenta, może być wykonywany w znieczuleniu.
W ortopedii i medycynie sportowej osocze bogatopłytkowe stosuje się między innymi do leczenia schorzeń takich jak:
- łokieć tenisisty
- łokieć golfisty
- zaburzenia zrostu kostnego
- uszkodzenia mięśni i ścięgien
- kolano skoczka
- kolano biegacza
- choroby zwyrodnieniowe
- ostrogi piętowe
- urazy ścięgna Achillesa
- uszkodzenie stożka rotatorów barku
Wiosna zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nią startuje sezon na aktywność fizyczną. Niezależnie od tego, czy zaczynamy ruszać się dla zdrowia, czy też naszym celem jest pozbycie się przed latem kilku zbędnych kilogramów, gdy tylko zrobi się cieplej, zaczynamy uprawiać sporty. Ważne jednak jest, by robić to „z głową” i nie rzucać się od razu na głęboką wodę. Pozwoli nam to zminimalizować ryzyko urazów i kontuzji, które mogą szybko zniechęcić do sportu.
Sport to zdrowie – o tym wiedzą niemal wszyscy. Stwierdzenie to powtarzamy chętnie i przy wielu okazjach, właściwie nie zastanawiając się nad jego głębszym sensem.
- By jednak zdanie to stało się prawdziwe, powinniśmy pamiętać, że aktywności fizyczne, których się podejmujemy, muszą być dobierane zdroworozsądkowo. Pozwoli to wyciągnąć z nich maksimum korzyści, zmniejszając jednocześnie ryzyko kontuzji mięśniowych czy nadmiernego obciążenia układu krążenia – mówi dr n.med. Sławomir Borowik, specjalista ortopedii z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
Jeśli zatem wraz z nadejściem wiosny postanowiliśmy się więcej ruszać, warto zawczasu odpowiednio się do tego przygotować.
Najpierw odchudzanie, później sport
Bieganie, spacery z kijkami czy jazda na rowerze to bez wątpienia aktywności, które pomogą nam pozbyć się kilku zbędnych kilogramów. Jeśli jednak zmagamy się z dość dużą nadwagą, to zanim rozpoczniemy uprawianie sportu w pierwszej kolejności należy pomyśleć o odchudzaniu.
- Podstawę w tym wypadku stanowi odpowiednio zbilansowana dieta dopasowana do naszych indywidualnych potrzeb i możliwości. Ruch na tym etapie powinien zaś być jedynie dodatkiem – dodaje specjalista Humana Medica Omeda.
Rzucenie się od razu na głęboką wodę przy nadmiernej masie ciała skutkować bowiem będzie jednym: kontuzjami lub występowaniem zespołów bólowych, przeciążeniowych czy ograniczających funkcje organizmu, czego efektem niemal na pewno będzie zniechęcenie do sportu.
Zdrowie to podstawa
Gdy już uda nam się nieco schudnąć, przyjdzie czas na zwiększenie aktywności fizycznej. Zanim to jednak nastąpi, wcześniej warto sprawdzić wydolność swojego układu krążenia.
- W tym celu powinniśmy udać się do kardiologa, który na podstawie wyników badania EKG i wywiadu oceni, czy nasz organizm jest gotowy na to, by rozpocząć nieco bardziej intensywne treningi – podpowiada dr Sławomir Borowik.
Najważniejsze jest przecież nasze zdrowie, zatem w przypadku jakichkolwiek problemów warto skonsultować się ze specjalistą i najzwyczajniej w świecie zapytać, jaki sport będzie w naszym wypadku najlepszy.
Małymi krokami do celu
Odpowiednia waga i brak przeciwwskazań medycznych to ewidentne sygnały, że możemy już całkiem na serio rozpocząć naszą przygodę z aktywnością fizyczną.
Jedyne, o czym musimy przy tym pamiętać, to odpowiednia rozgrzewka, która przygotuje nas na nadchodzący wysiłek. Pozwoli ona również zminimalizować ryzyko nadwyrężenia mięśni czy stawów.
Co więcej, jeśli do tej pory raczej stroniliśmy od sportu, w pierwszym etapie skupmy się na ćwiczeniach na terenie zamkniętym – w domu czy na siłowni – zamiast od razu planować np. obiegnięcie całego parku.
- Idealnie byłoby zaś, gdyby naszą aktywność nadzorował odpowiednio wykwalifikowany instruktor, pod okiem którego do lata osiągniemy właściwą formę – dodaje na koniec przedstawiciel Humana Medica Omeda.
Źródło: Newseria LifeStyle
Problemy ze stawami to coraz powszechniejsza dolegliwość, szczególnie, jeśli chodzi o te kolanowe i biodrowe. Z pomocą przychodzi kwas hialuronowy.
Problemy ze stawami, wbrew temu, co myśli wiele osób, nie dotykają tylko ludzi starszych. To dolegliwość coraz bardziej powszechna także u młodych osób, które np. mają za sobą przebyte urazy.
Od niedawna niewielkie zmiany zwyrodnieniowe, niekwalifikujące się do operacji, leczyć można iniekcjami kwasu hialuronowego.
- Kwas hialuronowy to jeden z najważniejszych składników większości tkanek. Z uwagi na dużą lepkość i sprężystość, np. w kolanie pełni on rolę ochronną – zapobiega mikrourazom chrząstki stawowej, a także poprawia jej smarowanie – mówi dr Jan Murawski, ortopeda z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
Chodzi więc o to, że ten związek jest głównym elementem mazi stawowej i umożliwia nam poruszanie się. Wraz z upływem czasu i postępującym starzeniem się stawu lub w wyniku przebytego urazu, często dochodzi do pojawiania się zmian zwyrodnieniowych. Efektem tego są zaburzenia wytwarzania kwasu hialuronowego w płynie stawowym, a jego niedobór jest odpowiedzialny za ból i dyskomfort pacjenta. W przypadku niewielkich zmian można temu zaradzić, stosując preparaty wstrzykiwane bezpośrednio do stawu.
- W zależności od indywidualnych potrzeb pacjenta oraz stężenia kwasu hialuronowego w używanym środku, stosuje się przy tym jedną iniekcję w tzw. postaci powiększonej lub też od 3 do 5 iniekcji podawanych w tygodniowych odstępach – dodaje dr Jan Murawski.
Co bardzo ważne, nie wiążą się one z żadnymi niedogodnościami dla chorego i nie wymagają ograniczenia aktywności. Jedynym, i tak rzadko występującym, efektem ubocznym może być podrażnienie stawu kolanowego.
To rozwiązanie sprawdzi się w lekkich przypadkach, kiedy zmiany zwyrodnieniowe nie są na tyle duże, żeby kwalifikować się do operacji. Podstawą jest diagnostyka, ponieważ ból stawu może mieć wiele przyczyn, takich jak stan zapalny czy dolegliwości reumatyczne. W pierwszej kolejności należy wykonać podstawowe badania: zdjęcie RTG oraz laboratoryjne testy krwi. W ten sposób wykluczymy pozostałe schorzenia. Preparat z kwasu podaje się dopiero po zdiagnozowaniu choroby zwyrodnieniowej.
Trzeba pamiętać, że iniekcje nie sprawdzą się w przypadku dużych deformacji. Tu jedynym rozwiązaniem jest wymiana stawu.
Kwas hialuronowy nie jest więc "złotym środkiem" na wszelkie stawowe dolegliwości. Można jednak powiedzieć, że przedłuża on funkcje stawu i zdecydowanie poprawia komfort życia pacjenta.
Zespół kanału nadgarstka to nic innego, jak zaburzenie funkcji nerwu pośrodkowego, będące następstwem przewlekłego ucisku powodującego niedożywienie tego nerwu.
Najpierw pojawia się ból związany z utrzymywaniem dłoni przez dłuższy czas w jednej pozycji. Później musimy zmagać się z powracającym, nocnym drętwieniem ręki powodującym wybudzenia ze snu. Na koniec zaś obserwujemy zanik mięśni i wyraźnie zmniejszoną sprawność manualną – tak wyglądają objawy zespołu cieśni nadgarstka. To coraz bardziej powszechny problem, dotykający wielu osób.
Zespół kanału nadgarstka to nic innego, jak zaburzenie funkcji nerwu pośrodkowego, będące następstwem przewlekłego ucisku powodującego niedożywienie tego nerwu.
- Jedna z teorii mówi, że przyczyną są sumujące się mikrourazy, które powodują obrzęki i zmniejszenie elastyczności aparatu więzadłowego nadgarstka, czego konsekwencją jest ucisk nerwu, upośledzenie jego ukrwienia a w konsekwencji pojawiające się drętwienia i bóle palców - wyjaśnia dr n.med. Sławomir Borowik, ortopeda z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
Występowanie powyższych objawów nasila się wraz z przeciążeniami ręki spowodowanymi długotrwałym wykonywaniem powtarzających się czynności. Może to być wielogodzinne prowadzenie samochodu, jazda rowerem, długie rozmowy przez telefon komórkowy.
- Zdecydowanie najczęstszą przyczyną jest jednak zbyt długi czas spędzany przy komputerze i obsługa klawiatury oraz myszki. W tym wypadku dłoń pozostaje bowiem w ciągłym napięciu, co sprzyja pojawieniu się ucisku – dodaje specjalista.
Objawy i diagnoza
Bardzo ważnym objawem diagnostycznym jest ból i drętwienie palców występujące nocą często powodujące wybudzenia ze snu.
Na tym etapie choroby problemu z całą pewnością nie należy lekceważyć, bowiem z czasem dochodzi do upośledzenia funkcji nerwu pośrodkowego, co będzie prowadziło do obniżenia sprawności manualnych dłoni, zaników mięśni kłębu kciuka, czy uczucia obrzęku palców.
- Jeśli zatem zaobserwujemy u siebie podobne symptomy, powinniśmy niezwłocznie udać się do lekarza. Diagnostyka w tym wypadku obejmuje dokładny wywiad z pacjentem oraz badanie USG i EMG, pozwalające zweryfikować funkcje nerwu na poziomie nadgarstka i ręki – opisuje dr n.med. Sławomir Borowik.
Niekiedy do cofnięcia się objawów wystarczą systematycznie wykonywane proste ćwiczenia. Jednak przy zaawansowanej chorobie jedynym wyjściem staje się niestety operacja.
Operacja, która eliminuje problem
Zabieg polega na przecięciu struktur uciskających na nerw pośrodkowy. Wykonuje się go na ogół tradycyjną metodą chirurgiczną. Od kilku lat w niektórych ośrodkach wykonuje się go metodą artroskopową.
- Przy okazji operacji zawsze warto również skontrolować nerw na poziomie śródręcza i przedramienia, bowiem nierzadko mamy do czynienia z zespołem podwójnego ucisku. Pozwoli to nam wyeliminować „za jednym zamachem” wszystkie źródła problemu, czyli dodatkowe miejsca ucisku nerwu – mówi ortopeda z Humana Medica Omeda, gdzie wykonuje się najwięcej tego typu zabiegów w województwie podlaskim.
Sama operacja, która może być realizowana w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia, trwa tylko ok. 10 minut.
Krótka rekonwalescencja
Przy zespole cieśni nadgarstka długość okresu rekonwalescencji zależy od kilku czynników. Kluczowym z nich jest stopień zaawansowania choroby – czyli skala uszkodzenia nerwu. Istotne również są indywidualne uwarunkowania danego pacjenta, jego stan emocjonalny, nastawienie do pracy czy motywacja.
Na ogół powrót do zdrowia następuje mniej więc po około 4-6 tygodniach. W pierwszej kolejności zaobserwować można ustąpienie drętwienia dłoni w nocy. Później znika ból przy długotrwałym wykonywaniu tej samej czynności. Na koniec zaś poprawie ulegają funkcje chwytne ręki, co przekłada się na jej powrót do pełnej sprawności.
Zerwane więzadła to dolegliwość najczęściej dotykająca osób aktywnych – uprawiających piłkę nożną czy narciarstwo, także na poziomie amatorskim. Do niedawna jedyną metodą leczenia była skomplikowana operacja polegająca na rekonstrukcji z zastosowaniem przeszczepów ścięgien. Od kilku lat coraz częściej stosuje się jednak tzw. podszycie zerwanych więzadeł, co pozwala niemal od razu odzyskać pełną funkcjonalność kolan.
Uszkodzenie więzadeł to bez wątpienia bolesna i w niektórych wypadkach utrudniająca normalne funkcjonowanie kontuzja. Co gorsza, tradycyjna metoda leczenia jest nie tylko bolesna, ale i wymaga czasochłonnej rehabilitacji:
- Przykładowo rekonstrukcja więzadła krzyżowego może być realizowana od razu lub w trybie odroczonym. W obu wypadkach pełne zgięcie uzyskuje się najwcześniej po upływie około 12 tygodni, kolano staje się w miarę sprawne po 20 tygodniach, a całkowita przebudowa następuje po mniej więcej roku od operacji – wyjaśnia Krzysztof Hermanowicz, ortopeda z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
Długi czas rekonwalescencji to jednak nie jedyny problem. Ten sposób naprawy zerwanego więzadła polega bowiem na przeszczepie części lub całego ścięgna, co samo w sobie w dużej mierze odpowiada za późniejsze dolegliwości bólowe.
Operacja wiąże się też z dość istotną ingerencją w ciało pacjenta – jej przeprowadzenie wymaga wykonania relatywnie większych otworów w kolanie, o średnicy ok. 9 mm, po których zostają rzecz jasna blizny i miejsca na skórze z zaburzeniem czucia.
Należy przy tym również wiedzieć, że rekonstrukcja nigdy nie daje szans na pełny powrót do stanu sprzed kontuzji, a jej efektem może być śladowa niestabilność. Nic więc dziwnego, że coraz więcej pacjentów decyduje się na poszukiwanie innych rozwiązań:
- Alternatywą dla tradycyjnego zabiegu jest podszycie uszkodzonych więzadeł za pomocą specjalnych taśm zabezpieczających, tworzących tzw. szynowanie. Eliminują one konieczność unieruchomienia kolana, stosowania kul czy stabilizatorów i pozwalają w bardzo krótkim czasie powrócić od pełnej sprawności – dodaje specjalista Humana Medica Omeda, placówki, która jako jedna z pierwszych w województwie podlaskim realizuje tego typu operacje w pełnym zakresie.
Warto zwrócić też uwagę na fakt, że przy podszyciu więzadła nie ma mowy o przeszczepie ścięgien, a pacjent, o ile nie ma uszkodzonych innych struktur (np. łękotki czy chrząstki), może od razu przystąpić do rehabilitacji i odbudowy mięśni.
- Na porządku dziennym są przypadki, w których powrót do pracy możliwy jest już po upływie raptem 14 dni – mówi Krzysztof Hermanowicz.
Sam zabieg oznacza również nieporównywalnie mniejszą ingerencję w ciało chorego – wykonuje się go za pomocą artroskopu, co wiąże się z niewielkim (ok. 4,5 mm) nacięciem na skórze. Niestety, metody tej nie da się zastosować w każdej sytuacji.
- Podszycie sprawdza się zawsze w przypadku zerwanych więzadeł przyśrodkowych oraz większości krzyżowych – o ile nie uległy one całkowitemu uszkodzeniu. Nie operuje się w ten sposób zaś więzadeł strony bocznej – opisuje ortopeda z Humana Medica Omeda.
Jedynym ograniczeniem jest tu de facto czas, który upłynął od kontuzji. Dotyczy to wyłącznie więzadeł krzyżowych, które wymagają natychmiastowej reakcji. Pacjent powinien trafić do lekarza w ciągu dwóch tygodni od wystąpienia urazu. Później więzadło ulega bowiem obkurczeniu lub dalszej degeneracji, co wyklucza możliwość przeprowadzenia tego typu zabiegu.
Niemal wszyscy wiemy, jak dużą rolę w sporcie, także tym amatorskim, odgrywa dieta. Co ciekawe jednak, w powszechnym przekonaniu umiejętny dobór produktów spożywczych wpływa jedynie na naszą formę podczas treningu. Jak się zaś okazuje, w praktyce odpowiedni jadłospis może także ułatwić powrót do zdrowia np. po kontuzji stawu.
Bez wątpienia jednym z elementów panującej obecnie mody na bycie fit jest zdrowe odżywianie. Osoby aktywnie uprawiające określony sport na ogół dbają również o odpowiednią dietę, mając świadomość jej wpływu na skład ciała, efektywne budowanie masy mięśniowej czy zwiększanie wytrzymałości.
- Co ciekawe, mało kto kojarzy jednak racjonalne żywienie z profilaktyką urazów i kontuzji czy też wsparciem regeneracji po ich wystąpieniu. A to błąd, bowiem właściwy sposób żywienia może w istotny sposób wspomóc proces zdrowienia – mówi Marta Szałwińska, dietetyk z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
W tym miejscu warto rozwiać pewien mit. Wbrew obiegowej opinii, w utrzymaniu naszych stawów w dobrej kondycji nie pomoże spożywanie produktów zawierających żelatynę (takich jak żelki, czy różnego rodzaju galaretki). Jej rzekomy pozytywny wpływ na zdrowie człowieka nie został bowiem do tej pory jednoznacznie udowodniony.
- W konsekwencji jedynym pewnym efektem objadania się słodkimi, kolorowymi żelkami jest dostarczenie do swojego organizmu zbyt dużej dawki cukru, konserwantów i barwników, które niestety nie ułatwiają odbudowy tkanek – dodaje specjalista Humana Medica Omeda.
Zamiast nich powinniśmy za to sięgać po owoce i warzywa. Wszystko za sprawą zawartej w nich witaminy C, niezbędnej do prawidłowej syntezy kolagenu (czyli białka budującego struktury stawowe), a także związków zmniejszających stan zapalny i przyspieszających proces gojenia.
Oprócz tego, do przyrządzanych przez nas potraw warto dodać świeże i suszone zioła oraz naturalne przyprawy – jak chociażby kurkumę, imbir, bazylię, goździki czy oregano. W ich składzie znajdują się bowiem działające antyoksydacyjnie substancje chroniące nasze komórki przed uszkodzeniami przez wolne rodniki.
- Z całą pewnością dobrym pomysłem będzie też włączenie do swojej diety produktów bogatych w kwasy tłuszczowe omega-3. Tu z pomocą przyjdą nam m. in. tłuste ryby morskie (łosoś, makrela, śledź), orzechy włoskie, siemię lniane, olej lniany czy rzepakowy – wyjaśnia Marta Szałwińska.
Jednocześnie pamiętajmy, że do efektywnej regeneracji stawów niezbędna jest również odpowiednia ilość białka w diecie, którą zapewnią nam np. chude mięsa, nabiał, ryby oraz jaja.
Na koniec zaś warto uświadomić sobie, że okres po kontuzji zazwyczaj nierozerwalnie wiąże się z przerwą w ćwiczeniach. To zaś skutkuje zmniejszonym zapotrzebowaniem energetycznym.
- By zatem uniknąć szybkiego zwiększania się masy ciała, co utrudni przecież powrót do formy sprzed urazu, podczas zdrowienia należy zadbać o odpowiednio zbilansowaną dietę i właściwy dobór produktów spożywczych – podpowiada dietetyk Humana Medica Omeda.
Ból kolana to dolegliwość, która potrafi mocno uprzykrzyć życie, niekiedy uniemożliwiając nawet wykonywanie najprostszych czynności. Przyczyn problemów z kolanami może być wiele – przebyty uraz, zmiany zwyrodnieniowe czy schorzenia ogólnoustrojowe. Przebieg leczenia zależy więc od genezy choroby. W niektórych wypadkach wystarczy kuracja zachowawcza, w innych zaś niezbędny będzie zabieg operacyjny.
Dolegliwości bólowe kolan często związane są z wykonywaną pracą. Narażone są na nie zwłaszcza osoby długotrwale pracujące fizycznie – posadzkarze, glazurnicy czy dekarze. Problem ten dotyczyć także może wszystkich tych, którzy na co dzień muszą pokonywać duże odległości, w tym chociażby listonoszy czy leśników.
- Pierwszym krokiem w leczeniu tego typu schorzenia jest określenie przyczyn jego występowania. Jedną z nich może być przebyty uraz – np. stłuczenie prowadzące do uszkodzenia chrząstki stawowej czy więzadła – wyjaśnia Jan Grzegorz Murawski, specjalista ortopedii z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
Pozostałe przyczyny
Kolejną grupę stanowią choroby zwyrodnieniowe oraz pogłębiające się wraz z upływem czasu zmiany degeneracyjne. Przede wszystkim wiążą się one z wszelkimi nieprawidłowościami w budowie kolana.
- W tym wypadku do najczęściej występujących schorzeń zaliczamy chondromalację chrząstki stawowej, a także zwyrodnieniowe uszkodzenie łąkotki, do którego dochodzi przez zbyt intensywne obciążenie stawów – dodaje specjalista z Omedy.
Problemy z kolanami mogą również być następstwem schorzeń ogólnoustrojowych – takich, jak reumatoidalne zapalenie stawów, kolagenozy czy infekcje powodująca odogniskowe zapalenie stawu.
Nie lekceważmy bólu
Pierwszym objawem, którego z całą pewnością nie powinniśmy lekceważyć, jest ból sygnalizujący nieprawidłowości w funkcjonowaniu stawu.
- W przypadku chondromalacji problem ten nasila się zwłaszcza przy zgiętym kolanie, gdy mięsień czworogłowy dociska rzepkę do kłykci kości udowej. Pacjenci dotknięci tą chorobą skarżą się na problemy przy wstawaniu czy np. wchodzeniu po schodach – opisuje doktor Murawski.
Z kolei ból spoczynkowy czy nasilający się w nocy może być objawem schorzeń ogólnoustrojowych lub nowotworów kości. Inne dolegliwości, na które warto zwrócić szczególną uwagę to uczucie „przeskakiwania” czy wrażenie tarcia pod rzepką.
Leczenie i rekonwalescencja
Kluczem do sukcesu w przypadku leczenia jest prawidłowa diagnoza. Najprostszym badaniem, pozwalającym wykluczyć niektóre choroby, jest USG stawu kolanowego. Metoda ta umożliwia m. in. wykrycie płynu w stawie, torbieli w dole podkolanowym czy uszkodzeń łąkotki i aparatu więzadłowego.
- Z kolei do oceny chrząstki stawowej niezbędne będzie przeprowadzenie wysokopolowego rezonansu magnetycznego, który ułatwi zdiagnozowanie wszelkich uszkodzeń czy zmian chorobowych – mówi specjalista z Humana Medica Omeda.
Kolejny krok to odpowiednio dobrane leczenie. W przypadku niewielkich zmian, niebędących następstwem anomalii w budowie kolana, stosuje się preparaty doustne i domięśniowe. W ich składzie znajdują się składniki niezbędne do odbudowy chrząstki stawowej.
Z kolei wszelkiego rodzaju wady rozwojowe czy wysoki stopień chondromalacji wymagają leczenia operacyjnego. Wynika to z faktu, iż chrząstka nie posiada własnych naczyń krwionośnych, a bez tzw. czynników wzrostowych gojenie się jej uszkodzeń jest po prostu niemożliwe.
- Najprostsze tego typu zabiegi polegają na usunięciu chrząstki i celowym uszkodzeniu znajdującej się pod nią kości. Z napływającej z niej krwi tworzy się skrzep i rozpoczyna się proces gojenia. W efekcie w tym miejscu powstaje blizna chrząstkopodobna, która ma za zadanie osłaniać zakończenia włókien nerwowych i tym samym wyeliminować główną przyczynę bólu – dodaje na koniec doktor Jan Murawski.
Operacje te wykonuje się małoinwazyjną metodą artroskopową, która wymaga niewielkiego nacięcia skóry (0,5-1 cm). Dużo bardziej uciążliwy jest zaś sam proces rekonwalescencji. Gojenie się chrząstki stawowej trwa na ogół od 6 do 8 tygodni. Przez ten czas należy unikać przeciążania kolana, a także wykonywać zalecane ćwiczenia rehabilitacyjne.
Zadaniem stawu biodrowego jest przenoszenie ciężaru ciała z tułowia na kończyny dolne, umożliwiając przy tym ich ruchomość. Z uwagi na duże obciążenia, z czasem chrząstka stawowa może jednak tracić swoje właściwości amortyzujące i zmniejszające tarcie powierzchni stawowych.
Mamy wtedy do czynienia z tzw. chorobą zwyrodnieniową stawu biodrowego, którą, zwłaszcza w przypadku mocno zaawansowanych zmian, leczy się poprzez endoprotezoplastykę.
Zwyrodnienia stawu biodrowego dzielą się na pierwotne i wtórne. W pierwszym wypadku przyczyny pojawienia się choroby nie są do końca znane. Przyjmuje się, że mogą za nią odpowiadać zaburzenia metaboliczne chrząstki stawowej, zmiany w składzie płynu stawowego czy np. zbyt duże obciążenia stawu wynikające z nadwagi lub pracy fizycznej.
- Z kolei na występowanie koksartrozy wtórnej wpływ przede wszystkim mają istniejące wcześniej czynniki. Wśród nich znajdować się mogą m. in. wrodzona dysplazja stawu biodrowego, zmiany urazowe, osteoporoza, choroby układowe oraz liczne zaburzenia - odżywcze głowy kości udowej, metaboliczne czy nabyte w okresie wzrostowo-rozwojowym - wyjaśnia dr n. med. Sławomir Borowik, specjalista ortopedii i traumatologii z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
Co istotne, zwyrodnienie stawu biodrowego na ogół długo pozostaje w ukryciu, rozwijając się w mało charakterystyczny sposób. Początkowe objawy obejmują bowiem osłabienie kończyny, obniżone możliwości chodu czy dolegliwości stawu kolanowego. Bóle biodra mogą się zaś pojawić znacznie później i bywają związane z nadmiernym wysiłkiem fizycznym.
Czasem zdarza się również, iż początkiem choroby jest pozornie mało istotny uraz – taki, jak skręcenie czy upadek. Długotrwałe ignorowanie problemu może jednak uniemożliwić samodzielne poruszanie się, a wyraźnym sygnałem do interwencji lekarskiej jest konieczność używania kul łokciowych.
Leczenie kompleksowe
- Przebieg leczenia koksartrozy uzależniony jest od kilku czynników. Wśród nich znajduje się stopień zaawansowania choroby, reakcji pacjenta na ból, wiek czy ogólny stan zdrowia. Mimo to we wszystkich przypadkach postępuje się kompleksowo – od profilaktyki, poprzez leczenie zachowawcze aż do zabiegu operacyjnego – mówi przedstawiciel Omedy.
Od dłuższego czasu, w przypadku zaawansowanych zmian zwyrodnieniowych, najczęściej stosuje się endoprotezoplastykę, polegającą na wycięciu segmentu stawu dotkniętego chorobą i wszczepieniu na jego miejsce elementu sztucznego, który ma za zadanie przejąć funkcję uszkodzonej struktury.
Używa się do tego endoprotez stawu biodrowego, które podzielić można na cementowe (składające się z polietylenowej panewki, metalowego trzpienia oraz metalowej lub ceramicznej głowy), bezcementowe (w której panewka na ogół składa się z części metalowej i wkładki polietylenowej) oraz hybrydowe.
Przebieg endoprotezoplastyki
Endoprotezoplastyka stawu biodrowego przeprowadzana jest na ogół w znieczulenie przewodowym. W dniu operacji pacjenci otrzymują osłonę antybiotykową oraz heparynę niskocząsteczkową, stanowiącą element profilaktyki przeciwzakrzepowej. Mając na uwadze utratę krwi podczas zabiegu, konieczne jest także przetoczenie krwi.
- W ciągu pierwszej doby od operacji stosuje się ćwiczenia izometryczne i oddechowe oraz podejmuje się próbę pionizacji. Później zakres ćwiczeń jest systematycznie poszerzany, dzięki czemu stosunkowo szybko chorzy mogą rozpocząć chodzenie z niewielkim obciążaniem operowanej kończyny – opisuje dr Borowik.
Opuszczenie szpitala możliwe jest w chwili, gdy pacjent, przy użyciu dwóch kul łokciowych, jest już w stanie poruszać się samodzielnie. Co oczywiste, to jednak nie koniec terapii. Niezbędne przy tym jest kontynuowanie ćwiczeń (wg wzorów szpitalnych) we własnym zakresie.
Powrót do zdrowia
Po upływie około sześciu tygodni, przy prawidłowym przebiegu rehabilitacji i braku przeciwwskazań płynących z analizy obrazu radiologicznego, można zacząć chodzić z pomocą tylko jednej kuli. Dalsze leczenie ma natomiast charakter indywidualny i całkowicie zależy chorego – jego wieku, wagi, ogólnej sprawności czy ewentualnie poziomu zajęcia procesem chorobowym innych stawów.
- Najistotniejsze przy tym jest, by za wszelką cenę uniknąć nadmiernego przeciążania operowanego stawu. Na pierwszym miejscu zdecydowanie powinien stać zdrowy rozsądek. Oczywiście zaleca się spacery czy pływanie – pod warunkiem jednak, że przy podejmowaniu tego typu aktywności będziemy zwracać szczególną uwagę na ostrożną pracę nóg – dodaje na koniec specjalista Humana Medica Omeda.
Wszystkie ćwiczenia powinny też być dopasowane do predyspozycji i umiejętności pacjentów. Zdecydowanie większe możliwości wyboru będą w tym wypadku miały osoby młodsze, u których wykonywano zabieg endoprotezoplastyki bezcementowej.
Haluksy, jak potocznie określa się syndrom palucha koślawego, to schorzenie o charakterze wykraczającym daleko poza medycynę estetyczną. Tego typu deformacja stopy z czasem może bowiem wywoływać dotkliwy ból utrudniający nawet normalne chodzenie. A w takim wypadku jedynym wyjściem staje się leczenie operacyjne.
Za powstawanie haluksów odpowiada kilka czynników. Pierwszym z nich są skłonności genetyczne. Jak pokazuje praktyka, schorzenie ma charakter rodzinny i wiąże się z budową stopy, wiotkością ścięgien i więzadeł.
- Równie często na powstawanie palucha koślawego wpływa także źle dobierane obuwie. Dotyka to najczęściej kobiet noszących wąskie buty na wysokich obcasach, w których nienaturalne ułożenie stopy sprzyja występowaniu deformacji – wyjaśnia dr Sławomir Borowik, specjalista ortopedii z białostockiego szpitala Humana Medica Omeda.
Przeważnie tego typu zmiany widoczne są gołym okiem, stając się kompleksem wielu pań. Kwestie estetyczne to jednak nie wszystko, bowiem wraz z upływem czasu haluksy mogą wywoływać dotkliwy ból utrudniający uprawianie sportów, a nawet poruszanie się. By uniknąć podobnego scenariusza warto więc zawczasu poddać się leczeniu operacyjnemu.
Diagnoza i wstępne badania
Diagnozowanie palucha koślawego, któremu towarzyszy zapalenie kaletki stawu śródstopno-paliczkowego dużego palca, na ogół odbywa się na podstawie badania klinicznego oraz badania radiologicznego, które pozwolą ocenić stopień zniekształceń.
- Przed zabiegiem niezbędna jest także konsultacja ze specjalistą, podczas której określany jest ogólny stan zdrowia pacjenta oraz omawia się okoliczności i czas powstania deformacji. W przypadku braku przeciwwskazań, ostatni element przygotowań stanowi badanie krwi – mówi lekarz Omedy.
Zabieg, który ułatwia życie
Mimo, iż haluksy usuwa się metodą chirurgiczną, sama operacja nie należy do specjalnie skomplikowanych. Na ogół trwa od 45 minut do 1 godziny i przeprowadzana jest w znieczuleniu przewodowym. Co istotne, może być ona wykonywana także w ramach kontraktu z NFZ.
- Pamiętajmy, że każdy zabieg chirurgiczny, niezależnie od poziomu trudności, niesie ze sobą możliwość występowania powikłań. W tym wypadku istnieje ryzyko pojawienia się zakrzepicy, zatorowości, krwawienia, infekcji czy zaburzenia gojenia ran – dodaje dr Borowik.
Chodzenie bez forsowania
Pełne gojenie na ogół trwa minimum sześciu tygodni, większość osób do swoich normalnych zajęć wraca właśnie po tym czasie. Ważne przy tym jest, by w okresie pooperacyjnym, przesadnie nie przeciążać operowanej stopy.
- Wszystkie stosowane przez nas techniki leczenia operacyjnego korygujące deformację koślawą palucha dają możliwość chodzenia także z częściowym obciążeniem operowanej kończyny. By zminimalizować ryzyko pojawienia się zakrzepicy, w początkowej fazie należy jednak poruszać się w obuwiu „haluksowym” – opisuje specjalista Humana Medica Omeda.
Powrót do „normalnych” butów przeważnie możliwy jest po upływie około jedenastu tygodni od zabiegu. Wiele w tej kwestii zależy od samego pacjenta – o szybszym odzyskiwaniu stabilności stawów, równowagi mięśniowej czy siły, w dużej mierze decydują bowiem ćwiczenia pooperacyjne.
Przebieg rekonwalescencji każdorazowo należy na bieżąco monitorować, a precyzyjnych informacji na ten temat dostarczają zdjęcia RTG. Nie należy też zapominać, iż usunięcie śrub czy drutów stabilizacyjnych powinno następować wyłącznie w warunkach szpitalnych lub ambulatoryjnych.
Stosowane dotychczas metody leczenia jałowej martwicy głowy kości udowej często okazują się niewystarczające. Szansą dla chorych jest autorska metoda lekarzy z białostockiej Omedy i szpitala w Bielsku Podlaskim, polegająca na leczeniu przy pomocy komórek macierzystych.
Z jałową martwicą głowy kości udowej borykają się najczęściej ludzie młodzi, około 40. roku życia. Dolegliwość ta może być przykrą konsekwencją leczenia innych, pozaortopedycznych schorzeń:
- Na rozwój choroby narażeni są przede wszystkim pacjenci zmuszeni do długotrwałego przyjmowania sterydów ze względów onkologicznych, reumatologicznych czy dermatologicznych. W grupie podwyższonego ryzyka znajdują się także osoby nadużywające alkoholu lub mające częsty kontakt z substancjami chemicznymi, jak np. lakiery samochodowe – wyjaśnia specjalista ortopeda Piotr Jancewicz z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
Problem jest niezwykle poważny, bowiem jałowa martwica powoduje całkowitą destrukcję głowy kości udowej, włącznie z jej zapadnięciem. W ten sposób staw staje się mechanicznie niewydolny. Z czasem też rozwijają się w nim zmiany zwyrodnieniowe, których skutkiem jest konieczność zastosowania endoprotezy stawu biodrowego.
Szansą na uniknięcie takiego scenariusza, zwłaszcza w przypadku wcześniej zdiagnozowanej choroby, jest zaproponowane przez białostockich specjalistów leczenie zachowawcze.
Świeże spojrzenie
Nowa, autorska metoda opracowana wspólnie przez lekarzy ze szpitala Humana Medica Omeda w Białymstoku i szpitala w Bielsku Podlaskim, polega na uzupełnieniu ogniska martwicy głowy kości udowej kompozytowym przeszczepem kostnym. W jego skład wchodzi kolagen, będący nośnikiem autologicznych komórek macierzystych.
- Działając w ten sposób odbudowujemy uszkodzony fragment stawu i jednocześnie wzmacniamy samą strukturę kostną, martwą kość zastępując żywą. Do tego, pacjentowi podajemy czynnik biologiczny, czyli owe komórki, które ułatwiają gojenie się przeszczepu i jego pełną przebudowę – opisuje doktor Jancewicz.
Proces operacyjny, z uwagi na korzystanie wyłącznie z materiałów autologicznych samego chorego, jest niezwykle bezpieczny. Zastosowanie materiałów pochodzących bezpośrednio od osoby leczonej eliminuje także problemy immunologiczne czy ryzyko odrzucenia przeszczepu.
Sukces lub niepowodzenie tego typu operacji zależy więc tylko i wyłącznie od etapu rozwoju choroby. W przypadku niewielkich zmian wyniki są oczywiście znacznie lepsze. Dalsza degeneracja może zostać opóźniona, a nawet całkowicie zatrzymana.
Nie da się natomiast w ten sposób pomóc pacjentom, u których stwierdzono zaawansowaną destrukcję głowy kości udowej. Tu jedynym rozwiązaniem pozostaje sztuczny staw.
Pierwsze, optymistyczne wnioski
Omawiana technika operacyjna wciąż pozostaje nowością na rynku medycznym. Pierwsze doświadczenia wydają się być niezwykle obiecujące. Funkcje stawów chorych będących obecnie na etapie obserwacji po rekonstrukcji są na tyle dobre, że możemy mówić o pełnej remisji procesu.
Do ostatecznych wniosków wciąż jednak jeszcze daleko, gdyż nie da się właściwie określić tempa rozwoju następujących zmian. Podobnie jak w przypadku innych, innowacyjnych rozwiązań, także tu trudno czerpać z osiągnięć innych lekarzy, choćby z zagranicy. Obserwacje ze stosowania technik zachowawczych są bowiem na całym świecie dość krótkie.
- Mimo to z całą pewnością możemy stwierdzić, że na chwilę obecną metoda leczenia jałowej martwicy głowy kości udowej przy użyciu komórek macierzystych stanowi skuteczne, alternatywne wyjście – mówi specjalista z białostockiej Omedy.
Skąd wziął się pomysł takiego leczenia?
U podstaw poszukiwania nowych rozwiązań znanego od lat problemu leżało przede wszystkim niezadowolenie lekarzy ze skuteczności używanych dotychczas technik:
- Sposobów leczenia martwicy jest wiele, jednak często okazywały się one niewystarczające. Postanowiliśmy więc stworzyć własną metodę, która wyeliminuje wszystkie napotykane przez nas niedostatki, a dodatkowo pozwoli kompleksowo podejść do całej choroby stawu, włączając w to także inne patologie – dodaje na koniec ortopeda.
W ten sposób w Białymstoku powstał pomysł stosowania przeszczepów kompozytowych z udziałem komórek macierzystych. Rozwiązanie to, obecnie prezentowane na konferencjach z udziałem czołowych polskich i światowych autorytetów w dziedzinie ortopedii, już cieszy się znacznym zainteresowaniem specjalistów. Martwica głowy kości udowej: stary problem – nowe rozwiązanie
Poszukiwania skutecznego rozwiązania problemu jałowej martwicy głowy kości udowej trwają już od wielu lat. Stosowane dotychczas rozwiązania często okazywały się jednak niewystarczające. Dziś szansą dla chorych staje się nowe podejście do znanego schorzenia – autorska metoda lekarzy z białostockiej Omedy i szpitala w Bielsku Podlaskim, polegająca na leczeniu przy pomocy autologicznych komórek macierzystych samego pacjenta.
Długie godziny spędzane codziennie przy komputerze mogą mieć negatywny wpływ nie tylko na nasz wzrok czy kręgosłup. Coraz częściej do ortopedów trafiają bowiem osoby uskarżające się również na dokuczliwy ból obejmujący niemal całą rękę. Początkowo nie wiążąc przy tym powstania tej dolegliwości z siedzącym trybem pracy przy komputerze. Mowa o tzw. zespole cieśni kanału nadgarstka.
- Zespół cieśni kanału nadgarstka to najczęściej spotykana postać uszkodzenia nerwu pośrodkowego. Przyczyną jest ucisk nerwu pod troczkiem zginaczy, bez działania dodatkowych sił zewnętrznych – wyjaśnia dr n. med. Sławomir Borowik, specjalista ortopedii z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
Co ciekawe, schorzenie to występuje nawet dziesięciokrotnie częściej u kobiet niż u mężczyzn. Statystycznie na 100 tysięcy osób przypada 99 przypadków rocznie.
Przyczyną powstania schorzenia są zwykle zmiany przeciążeniowe nadgarstka spowodowane cywilizacyjnym następstwem zmiany trybu życia. Należą do nich przede wszystkim częste posługiwanie się komputerem, praca przy klawiaturze.
Zdaniem doktora Borowika, inne przyczyny to przebyte np. złamanie nasady dalszej kości promieniowej, w efekcie którego dochodzi do zwiększenia objętości ścian kostnych kanału nadgarstka co powoduje uporczywe dolegliwości.
- W około 10% przypadków ciasnota spowodowana jest przerostem tkanki łącznej w przebiegu reumatoidalnego zapalenia stawu. Przyjmuje się, że praktycznie każdy chory na RZS może spodziewać się wystąpienia tej choroby – dodaje specjalista ortopeda.
Istnieje cały inny szereg czynników, które również mogą spowodować pojawienie się choroby. Może się tak zdarzyć np. po ukąszeniu owada albo żmii.
Dolegliwości zespołu cieśni nadgarstka należą do wyjątkowo uporczywych i bardzo dotkliwych. Pacjenci budzą się w nocy, najczęściej kilka godzin po uśnięciu, z powodu rozlanego uczucia obrzęku i parestezji całej ręki. Palce są sztywne i odczuwane jako obrzęknięte. Wówczas niemal instynktownie potrząsają i masują rękę, co przynosi im krótkotrwałą ulgę.
- Jednak dolegliwości mogą powtarzać się wielokrotnie w ciągu całej nocy. Mogą mieć również nietypowy charakter z promieniowaniem do ramienia, barku a nawet szyi. Rano ręka jest drętwa, sztywna, a pierwsze czynności w ciągu dnia, mycie i ubieranie się, są nawet przez godzinę utrudnione. Pacjenci mają coraz więcej problemów z wykonywaniem prac precyzyjnych np. szycia, zauważają zaniki mięśniowe, zaburzenia czucia. Występują również objawy naczynio-ruchowe tzw. Raynaud – wyjaśnia dr Sławomir Borowik z Omedy.
Leczenie zespołu cieśni nadgarstka zależy od stopnia zaawansowania choroby. Leczenie zachowawcze, polegające na przyjmowaniu nawet przez okres dwóch miesięcy witaminy B6, podaniu kortykosteroidów w okolicy troczka zginaczy oraz odciążenie dłoni i fizykoterapia, przynoszą efekty tylko w początkowej fazie rozwoju schorzenia. W przypadkach bardziej zaawansowanych konieczna jest interwencja zabiegowa – wykonuje się operacyjne przecięcie troczka zginaczy i odbarczenie nerwu. W określonych wypadkach można również zdecydować się na zabieg endoskopowy, pozostawiający mniejszą bliznę pooperacyjną.
Zabieg wykonywany jest w znieczuleniu miejscowym i nie wymaga hospitalizacji. Po operacji ręka umieszczana jest zwykle na okres dwóch tygodni w gipsie.
- Niezwykle ważna jest przy tym profilaktyka. W trakcie wielogodzinnej pracy przy komputerze warto zrobić sobie kilka krótkich przerw, podczas których wykonujemy rotacyjne ruchy nadgarstkami mając uniesione do góry ręce. Taka gimnastyka pomaga również w niezaawansowanych przypadkach choroby, ale pod warunkiem systematycznego „treningu” - minimum 4 razy dziennie – dodaje dr n. med. Sławomir Borowik z Humana Medica Omeda w Białymstoku.
W przeciwieństwie do letnich wakacji, urlop zimą wiąże się zwykle ze zwiększonym wysiłkiem fizycznym. Z roku na rok coraz więcej osób wyjeżdża w góry, by szusując na nartach aktywnie odpocząć od codzienności. Jednak, by jedyną kolejką, w której przyjdzie nam spędzać czas była ta przy wyciągu, a nie w poczekalni u ortopedy, przed wyjazdem warto zadbać nie tylko o odpowiedni sprzęt, ale także o własną formę fizyczną.
Zanim wyruszymy, by wśród pięknych krajobrazów oddawać się „białemu szaleństwu”, powinniśmy pamiętać o kilku sprawach. Pierwszym krokiem, już na dwa – trzy miesiące przed planowanym urlopem, powinno być przygotowanie swojego ciała do wysiłku na stoku. Szczególnie ważne jest wzmocnienie mięśni nóg, co pozwoli nam uniknąć wielu urazów.
Stosowane przez nas ćwiczenia należy jednak dobierać z głową, a ich natężenie dopasowywać do indywidualnych możliwości. A jeśli na co dzień ruszamy się niewiele, już na starcie dobrze jest zasięgnąć porady specjalisty - rehabilitanta w zakresie tego, co i jak trenować.
Często zdarza się, że chcąc jak najszybciej poprawić formę fizyczną, narzucamy sobie zbyt duże wymagania, przez co doznajemy kontuzji. Efekt ćwiczeń jest odwrotny do planowanego, a zamiast uzyskania lepszej kondycji musimy zmagać się z bolesnym urazem.
Innym, istotnym elementem przygotowań jest dobór sprzętu, który służyć nam będzie podczas urlopu. Narty powinny mieć prawidłowo dopasowaną długość i przede wszystkim odpowiednie wiązania, które zagwarantują „wypięcie się” płozy przy ewentualnym upadku.
Upadki, który się nie uniknie
Gdy już rozpocznie się nasz długo oczekiwany urlop w górach, ważne jest, by przynajmniej na początku dość krytycznie podejść do własnych możliwości. Jeśli dopiero rozpoczynamy przygodę z nartami lub nasze doświadczenia pochodzą sprzed wielu lat, pierwsze kroki należy raczej stawiać pod czujnym okiem instruktora, a nie na najtrudniejszym zjeździe.
Niezależnie jednak od tego, gdzie zaczniemy, prędzej czy później prawdopodobnie przydarzy nam się jakiś upadek. Jeśli czujemy po nim mocny ból, zwłaszcza w kolanie, nie warto go lekceważyć. W tym przypadku nie sprawdzi się podejście „zacisnę zęby i jakoś dam radę”.
Na niewielkie urazy stawu kolanowego najlepszym rozwiązaniem jest zimny kompres, miejscowe działanie lodem i unieruchomienie uszkodzonej kończyny. Najłatwiej jest przybandażować ją do drugiej, zdrowej nogi lub do umieszczonych po obu stronach kijków narciarskich.
Takie, nawet najbardziej prowizoryczne usztywnienie nie tylko zmniejszy nieco dolegliwości bólowe, lecz przede wszystkim pozwoli zapobiec ewentualnym powikłaniom i dalszemu pogłębianiu się urazu.
Kontuzje narciarzy
Wbrew powszechnej opinii, większości kontuzji będących efektem upadku na stoku nie stanowią złamania, lecz tzw. urazy układu więzadłowego kolana. Układ ten wraz z łąkotkami i mięśniami decyduje o stabilności kolan, a bez nich niemożliwe jest osiągnięcie pełnego zakresu ruchu.
Spośród czterech najważniejszych więzadeł, uszkodzeniom najczęściej ulega więzadło krzyżowe przednie. Uraz dotknąć może także więzadeł bocznych, piszczelowych i strzałkowych – mówimy wtedy o uszkodzeniu wielowięzadłowym. Stosunkowo najrzadziej problemy dotyczą więzadła krzyżowego tylnego. Zdarzają się także tzw. współistniejące uszkodzenia łąkotek czy chrząstki stawowej.
Często pierwszym, oprócz oczywiście bólu, objawem sygnalizującym, że coś złego dzieje się w kolanie, jest obrzęk, którego szybkie narastanie świadczyć może o obecności krwiaka. Dochodzi do niego w sytuacji, gdy uszkodzeniu ulegają elementy posiadające naczynia krwionośne, czyli torebka stawowa czy łąkotka w części przytorebkowej.
Nieco wolniejsze narastanie obrzęku kolana sugerować może z kolei wysięk, czyli nadprodukcję płynu stawowego przez maziówkę. Zwykle wiąże się to z nieco mniej poważnym urazem, uszkodzeniem np. części wolnej łąkotki lub delikatnym naderwaniem elementów torebkowych.
Długotrwałe leczenie
Odniesione na stoku narciarskim kontuzje kolan, oprócz bólu i przerwanego urlopu, wiążą się także niestety z długotrwałym leczeniem. Najłatwiej do pełnej sprawności przywrócić więzadło boczne piszczelowe, które przy odpowiednim unieruchomieniu na okres od 6 do 8 tygodni, zwykle goją się same.
Znacznie więcej pracy wymagają uszkodzone więzadła krzyżowe przednie. W tym przypadku nie ma mowy o leczeniu zachowawczym, niezbędny bowiem jest zabieg operacyjny. Polega on na wytworzeniu i wszczepieniu nowego więzadła powstałego z tkanek okołokolanowych.
Po tego typu zabiegu rekonstrukcji więzadłowej należy liczyć się z dość długim okresem rekonwalescencji. Pełna przebudowa kolana oraz rehabilitacja mogą bowiem trwać łącznie nawet pół roku.
Zdecydowanie najkrócej leczy się z kolei uszkodzenia łąkotki. W zależności od tego, w którym miejscu doszło do urazu, można ją zszyć lub częściowo usunąć.
Nie tylko kolana
Chociaż kolana, jako jedne z największych stawów są w czasie jazdy na nartach najbardziej obciążone i jednocześnie zagrożone urazem, upadki mogą też czasem skutkować innymi dolegliwościami. Najczęściej wśród nich pojawiają się zwichnięcia stawu barkowego czy ścięgien poruszających kończyną górną.