Kamienie żółciowe to dosyć tajemnicza rzecz w naszym organizmie. Nie do końca jest wyjaśnione, jak powstają. Nie została opracowana skuteczna metoda zapobiegająca ich tworzeniu. Pewne jest natomiast, że kiedy dają o sobie znać, to ból jest trudny do wytrzymania, a jedyny sposób poradzenia sobie z dolegliwością to usunięcie pęcherzyka żółciowego wraz z kamieniami.
Najogólniej rzecz ujmując kamienie to złogi, które powstają w pęcherzyku i drogach żółciowych. Zbudowane są z cholesterolu i kwasów żółciowych. Przyjmuje się więc, że dokuczają najczęściej osobom, które mają niewłaściwą dietę, ale nie tylko. Kiedy osiągną taki rozmiar, że blokują odpływ żółci z pęcherzyka, dochodzi do gwałtownych reakcji organizmu. Pojawia się bardzo ostry ból brzucha, wymioty, czasami też wysoka gorączka. Objawy te to znak, że z tajemniczym "obcym" w przewodzie pokarmowym najwyższy czas coś zrobić.
Kamienie żółciowe wykrywa się, robiąc USG. Jeśli pokażą się na ekranie monitora, to nie ma co zwlekać. Operacja jest konieczna. Leczenie metodami farmakologicznymi czy dietą jest nieskuteczne i przynosi tylko chwilowe efekty. Większość placówek medycznych wykonuje zabieg dwoma sprawdzonymi metodami: klasyczną lub laparoskopową.
- Klasyczne usuniecie pęcherzyka żółciowego to dość duży zabieg - mówi dr Andrzej Kupisz z Humana Medica Omeda w Białymstoku, gdzie od lat operuje. - Odbywa się w znieczuleniu ogólnym. Robi się nacięcie powłok brzusznych i usuwa pęcherzyk z kamieniami. W razie konieczności wprowadzamy wąski dren w lożę usuniętego pęcherzyka. Jego wycięcie nie powoduje późniejszych kłopotów z trawieniem. W szpitalu pacjent spędza zazwyczaj kilka dni.
Jednak w ostatnich latach większą popularność zdobyła nowocześniejsza metoda laparoskopowa. Ma ona nad klasyczną te przewagę, że wykonywane cięcia są mniejsze, zamiast 10 - 15 cm, robi się tylko trzy nacięcia ok 1 cm każde. Pobyt w szpitalu ogranicza się do jednej doby, a odczuwalny po zabiegu ból jest mniejszy. Krótsza jest też rekonwalescencja. Pacjenci po zabiegu tradycyjnym wracają do pracy po 4-6 tygodniach, zaś po cholecystektomii laparoskopowej nawet już po tygodniu. Operacje laparoskopowe przy zachowaniu odpowiedniej ostrożności można wykonywać w każdym przypadku.
- Laparoskop to instrument chirurgiczny z miniaturową kamerą na końcu - wyjaśnia, na czym polega zabieg dr Andrzej Kupisz, chirurg z Omedy. - Wprowadzany jest do jamy brzusznej i pozwala oglądać narządy. Przez dodatkowe kaniule wprowadza się też narzędzia chirurgiczne, które służą do preparowania i usunięcia pęcherzyka żółciowego. Po usunięciu pęcherzyka małe cięcia operacyjne zamykane są 1-2 szwami.
Przygotowania pacjenta do obydwu zabiegów przebiegają podobnie. Wykonuje się podstawowe badania krwi i EKG. Lekarz może podjąć decyzję o zrobieniu dodatkowych, jeśli stan pacjenta tego wymaga. Czasami zleca też uprzednie wyczyszczenie jelita, co polega na wprowadzeniu płynnej diety na kilka dni przed operacją. Konieczna jest także konsultacja z anestezjologiem.
Po zabiegu mogą pojawić się typowe dolegliwości, takie jak: ból, nudności, wymioty. Wskazane jest jak najszybsze wstanie z łóżka i powrót do codziennej aktywności.
- Usunięcie pęcherzyka żółciowego na ogół nie powoduje powikłań. Jednak, aby dmuchać na zimne namawiam, by przed operacją sprawdzić czy chirurg ma doświadczenie - mówi dr Andrzej Kupisz z Omedy. - W wyjątkowych wypadkach może dojść do krwawienia, uszkodzenia dróg żółciowych czy uszkodzenia jelita cienkiego. Niepokojące objawy po operacji to utrzymująca się gorączka i ból, wzdęcia brzucha, wyciek z ran treści żółciowej. Wtedy trzeba się niezwłocznie zgłosić do lekarza.
Mniejsza rana, szybsza rekonwalescencja
Chirurdzy z białostockiego centrum Humana Medica Omeda zaczęli przeprowadzać zabiegi laparoskopowe stosując najbardziej zaawansowaną metodę - poprzez jedno niewielkie nacięcie w pępku, tzw. SILS. Wystarczy jedno, dwu i pół centymetrowe, niepozorne cięcie wielkości dziurki od klucza w okolicach pępka, aby przeprowadzić całkiem poważną operację chirurgiczną.
- Taki zabieg z oczywistych względów jest zdecydowanie mniej inwazyjny niż typowe cięcie chirurgiczne. Mięśnie nie są poprzecinane, a w efekcie czas rekonwalescencji pacjenta i jego powrotu do zdrowia ulega zdecydowanemu skróceniu - twierdzi Andrzej Kupisz, chirurg z ośrodka.
Operacje minimalnie inwazyjnego usunięcia tarczycy w asyście wideo zaczęli wykonywać lekarze ze szpitala Humana Medica.
Takie zabiegi, w porównaniu z metodą tradycyjną, powodują znacznie mniejszy uraz, szybsze gojenie, skrócenie czasu pobytu pacjenta w szpitalu oraz lepszy efekt kosmetyczny.
MIVAT, czyli Minimally Invasive Video-Assisted Thyroidectomy, to zabieg podobny do klasycznych operacji usunięcia tarczycy. Podstawową różnicę stanowi między innymi długość nacięcia na skórze.
- W tym wypadku kamera wprowadzana jest poprzez niewielkie nacięcie o szerokości do 1,5 centymetra - opisuje chirurg Andrzej Kupisz z białostockiego szpitala Humana Medica Omeda.
- Następnie, posługując się obrazem wyświetlanym na monitorze, zamyka się naczynia i odpreparowuje tkanki, po czym oba płaty tarczycy, jeden po drugim, zostają wyjęte na zewnątrz. Metoda ta bez wątpienia cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Głównym powodem tego jest jej niewielka inwazyjność i idący zatem cały szereg korzyści dla pacjenta.
Usunięcie tarczycy w asyście wideo przede wszystkim skutkuje nieporównywalnie mniejszym urazem. Pozwala także znacznie przyspieszyć gojenie i skrócić czas hospitalizacji (który wynosi maksymalnie trzy doby).
Nie bez znaczenia pozostaje przy tym zdecydowanie lepszy efekt estetyczny, będący skutkiem stosunkowo niewielkiego nacięcia. Metoda stosowana jest przy występowaniu przerostu tarczycy (wolu guzowatym).
- Operację przeprowadza się jedynie w początkowej fazie choroby - zaznacza dr Kupisz. - Z czasem bowiem płaty powiększają się do tego stopnia, że niemożliwe staje się wyjęcie ich poprzez tak mały otwór.
Niestety, profilaktyka w tym zakresie w Polsce cały czas stoi na niepokojąco niskim poziomie. Pacjenci na ogół zgłaszają się do lekarzy za późno. A zbyt duży rozrost tarczycy, podobnie jak występowanie nowotworów złośliwych, wykluczają możliwość wykonania tego typu zabiegu. Przeciwwskazaniem jest również zbyt długie leczenie farmakologiczne.
- Podstawowe badania, jak choćby USG tarczycy, należy zatem przeprowadzać systematycznie, co pozwoli zawczasu uwidocznić pojawiające się guzki i usunąć je metodą małoinwazyjną - podpowiada dr Kupisz.
Kolejną dobrą wiadomością dla pacjentów jest to, że operacja minimalnie inwazyjnego usunięcia tarczycy w asyście wideo jest refundowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia.